piątek, 16 grudnia 2011

Tajemnice wydarte zmarłym

Po mało udanym "Profilu mordercy" podeszłam do "Tajemnic..." dość sceptycznie. Rozczarowałam się bardzo pozytywnie. Książka nie powtarza błędów "Profilu mordercy", może być czytana przez tych, którzy o kryminalistyce nie wiedzą nic, a także przez tych, którzy się nią interesują. Szczególnie polecałabym ją zakochanym w serialach typu CSI czy inne "Kości", aby mogli skonfrontować swoje wyobrażenia o tej pracy z realiami. 

Praca "antropolożki sądowej" jak nazywa tłumacz autorkę, jest bowiem brudna, ciężka, wymaga wielu godzin spędzonych na żmudnych i monotonnych pracach. Emily Craig opisuje bez zahamowań o gotowaniu czaszek, fetorze gnijącego ciała, sekcji na zjadanym przez czerwie ciele, odpadających od czerepu włosach, zębach, które po śmierci wypadają i trzeba ich szukać w gnijącej brei mózgu albo tym, co pozostało po jamie ustnej. Równocześnie jest to książka o niewiarygodnej pasji i miłości do swojej pracy. W przeciwieństwie do "Profilu mordercy", autorka wiedziała co chce opowiedzieć. Mówi więc o sobie i o swoim zawodzie z wielkim oddaniem, miłością. Mimo, że praca jest polega na wiecznym stykaniu się ze śmiercią, tragedią, smutkiem, autorka twierdzi, że potrafi skupić się na pracy, pozostać obiektywna, chłodna. Jednocześnie cały czas pamięta, że ma do czynienia z ludźmi, ich historią i koszmarem ich śmierci. Mogę z łatwością uwierzyć w prawdziwość podejścia Emily - przez litery książki przebija wielki szacunek dla ofiar, takt i dyskrecja, świadomość ich człowieczeństwa. Niezwykle przejmująca jest scena, gdy Emily rekonstruuje czaszkę dziecka z Waco (słynna sprawa, podczas której sekta Gałęzi Dawidowej dokonała zbiorowego samobójstwa), pieczałowicie wyszukując jego zęby, z wielkim tryumfem znajduje je wszystkie i umieszcza w rozkładających się dziąsłach; po kilku minutach wchodzi do pokoju śledczych, którzy oglądają film z dziećmi z Waco. Emily widzi na ekranie małe dziecko, którego czaszka tak bardzo przypomina jej czaszkę dopiero co trzymaną w dłoniach, że wybucha płaczem. Od emocji nie można odciąć się tak łatwo.

Książka mnie zachwyciła. Przypomniałam sobie brud, smród, zimno i wszelkie trudności i niewygody z moich własnych zajęć praktycznych z kryminalistyki. Realistycznie przedstawione aspekty pracy Emily mogą być pierwszym weryfikatorem przy efekcie CSI. Ponadto nie mogę ukryć podziwu dla samej autorki - tę drogę zawodową obrała po ukończeniu 40 lat. Jej determinacja i pasja pozwoliły jej osiągnąć ogromny sukces zawodowy kiedy była już po 50tce. 

Emily miała jednak pecha. Polski tłumacz nie rozumie takich pojęć jak forensic science, nie odróżnia kryminologa od kryminalistyka (wiem, że mogło być gorzej, mógł jej wyjść kryminalista) i Bóg wie co jeszcze źle przetłumaczył. Poza tym sama okładka zdradza, że jej projektant nie pofatygował się by przeczytać książkę. Na wielu stronach Emily kilkakrotnie przypomina, że ona zajmuje się kośćmi - a nie tkankami miękkimi. Na okładce tymczasem mamy świeżą i wcale jeszcze nie rozłożoną zgrabną nogę. Trudno. Zawartość i tak jest świetna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz