czwartek, 8 grudnia 2011

Zęby

To miał być głupi film na wieczór-po-uczelni-i-pracy. Innymi słowy naszym (tj. moim i Kuby) założeniem było pośmianie się z kiepskiego filmu, kiepskiego aktorstwa, idiotycznego pomysłu, beznadziejnych zdjęć itp. Tymczasem - ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu - film mi się bardzo podobał...

Dawn jest ultrachrześcijanką, opowiadającą o czystości, zachowaniu swojego skarbu do ślubu, szanowaniu się i innych takich tam. Na jednej z takich sesji prania mózgu spotyka przystojnego Toby'ego. Zakochują się w sobie, spotykają. Dawn ma erotyczne sny, co prawie sprawia, że naruszy swoją czystość (dotknie się!), więc nie chce się już z nim widywać. Grzech, pokusa itd. W końcu się przełamie, a wtedy dojdzie do... gwałtu zakończonego odgryzieniem penisa przez zęby ukryte w waginie.

Tak, wiem. To brzmi głupio i absurdalnie. Zresztą dzięki tej głupocie i absurdalności w ogóle postanowiliśmy ten film obejrzeć. Tymczasem cała historia toczy się tak, że zęby przestają być kretyńskim wymysłem idioty reżysera. 
Film bawi się konwencjami, nie jest tak naprawdę straszny - sceny grozy przybierają groteskowy wymiar, ale groteska ta jest zamierzona (ginekolog z odciętymi palcami dramatycznie krzyczący - it's true! vagina dentata exists!). Jest zabawny, czasem jest uroczy, w szczególności podczas scen niezdarnych czułości na początku związku. W istocie jest to nieco perwersyjna opowieść o dojrzewaniu - Dawn z niewinnej dzieweczki, wyszywającej cekinami bluzeczkę, zamienia się stopniowo w świadomą swojej istoty kobietę. Nawet charakteryzacja będzie na to wskazywać - każde zdarzenie sprawi, że Dawn będzie coraz piękniejsza. Tylko dwa razy zęby Dawn zadziałają nieświadomie - później będą jej posłuszne, staną się narzędziem zemsty.


Mit vaigna dentata jest przecież wyrazem mizoginicznej patriarchalnej kultury - lęku mężczyzn przed kobietami, przed ich seksualnością, wnętrzem, siłą. Zęby uaktywniają się tylko w sytuacji zagrożenia, chronią Dawn przed zdominowaniem i wykorzystaniem. A zarazem uderzają w to, co dla facetów najważniejsze - ich męskość (dosłownie i w przenośni).

Muszę przyznać, że oglądanie plaskających o podłogę odgryzionych penisów totalnych dupków (gwałcicieli, oszustów i debili) sprawiało mi niesamowitą satysfakcję i powodowało wybuchy niekontrolowanego śmiechu. Dodam, że nie tylko u mnie, ale u mojego mężczyzny też, więc nie był to z kolei wyraz jakiegoś mojego skrajnie feministycznego nastawienia. Było raczej wyrazem satysfakcji, jaką niesie oglądanie spełniającej się sprawiedliwości.

Dodatkowe smaczki i plusy:
1. aktorstwo - niespodziewanie dobre!
2. zero efektów specjalnych dotyczących wyglądu - skóra nie ma jednolitego koloru, żyły są widoczne, ktoś ma zmarszczki i piegi albo nieładną cerę - innymi słowy - ludzie wyglądają jak ludzie.
3. muzyka!
4. scena, w której czwórka czekających do ślubu z "niesmakiem" spogląda na jaskinię, do której przychodzą zakochani, by "no wiecie". Ten piękny niesmak i pragnienie, by jednak tam się znaleźć...
5. Zakochanie wygląda jak zakochanie, całowanie jak całowanie, dotykanie się jak dotykanie się. Bez zbędnych jęków i ochów, prawdziwie, niezgrabnie, niezręcznie, uroczo, namiętnie. 

Na koniec zostawiam was ze spojrzeniem dojrzałej już Dawn:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz